Żałoba jest naturalną reakcją na utratę czegoś, co było dla nas bardzo ważne. Utrata pracy, zdrowia, niespełnienie marzenia, czy wreszcie utrata ukochanej osoby mogą prowadzić do żalu i żałoby. W zależności od tego, jak silnie byliśmy związani emocjonalnie z tym, co straciliśmy, żałoba może być mniej lub bardziej intensywna i mieć różny czas trwania. W naszej kulturze przyjmuje się rok jako odpowiedni czas żałoby. Trzeba jednak pamiętać, że jest ona procesem bardzo indywidualnym i przeżywanym przez każdego z nas w innym czasie i z inną siłą, zależnie od naszego własnego charakteru, rodzaju straty, siły emocjonalnej więzi i okoliczności, w jakich dokonała się utrata. Naukowcy próbują wprawdzie opisać i uporządkować ten proces, przedstawiając kolejne jego fazy, które opiszę bardziej szczegółowo poniżej. W rzeczywistości jednak proces żałoby rzadko przebiega dokładnie według tych faz – niektórzy przechodzą wszystkie z nich, ale w innej kolejności, inni wracają, nieraz wielokrotnie, do faz, które raz już przeszli, jeszcze inni w ogóle nie przechodzą większości z tych etapów. Pamiętajmy zatem, że wszelkie modele naukowe procesu żałoby są tylko uproszczeniem i poukładaniem w szuflady skomplikowanego i różnorodnego procesu przeżywania bólu utraty przez człowieka. Dlatego opisując te modele będę traktować poszczególne elementy nie tyle jak konkretne, ustalone fazy, ile jako możliwe reakcje na ból po utracie.
Często pierwszą reakcją na utratę, zwłaszcza na śmierć drogiej nam osoby, jest szok. Jest on najczęstszy tam, gdzie śmierć była nagła, choć zdarza się także ludziom, którzy przygotowywali się na stratę przez dłuższy czas, na przykład podczas choroby bliskiego. Szok jest reakcją organizmu na nagłą, wstrząsającą zmianę, która wywraca nasz świat do góry nogami. Nasz umysł może jeszcze nie być w stanie przyjąć do wiadomości, że dokonała się nieodwracalna strata, broni się przed jej świadomością i wynikającym z niej bólem. Możemy więc czuć się otępiali, puści w środku, możemy mieć wrażenie, że opuściły nas wszystkie emocje, świat i inni ludzie stali się odlegli i nieważni, a my zostaliśmy sami w tej pustce. Niektórzy zdają sobie wtedy sprawę, że nie potrafią czuć smutku po utracie bliskiego i często obwiniają się wtedy o zatwardziałość i bezduszność. Niesłusznie. Szok jest reakcją naturalną i ma nas chronić przed nagłym i silnym bólem – w ten sposób nasz własny umysł daje nam czas, byśmy mogli zebrać siły i stopniowo przyjąć na siebie całą świadomość utraty. Zwykle stan szoku trwa od kilku godzin do kilku dni i ustępuje stopniowo sam z siebie. Jeśli jednak czujesz, że trwa za długo, masz wrażenie, że utknąłeś w tym szoku – nie wahaj się poszukać pomocy, czy to wśród osób bliskich, czy u kapłana, czy u profesjonalnego terapeuty. To, że potrzebujesz wsparcia, nie znaczy, że jesteś słaby lub szalony. To sposób, w jaki twój własny umysł mówi ci: „Ta rana jest bardzo głęboka. Potrzebujemy kogoś, kto założy nam szwy, by mogła się goić bez przeszkód”.
Kolejną możliwą reakcją, pojawiającą się często wraz lub wkrótce po szoku, jest zaprzeczanie. Nie chcemy zaakceptować realności straty, chcielibyśmy odwrócić czas, żyć tak, jakby nic się nie zmieniło. Nastawiamy czajnik o tej samej porze co zwykle, żeby razem z nieobecnym już małżonkiem wypić zwyczjową filiżankę herbaty. Łapiemy za telefon, żeby podzielić się czymś z przyjacielem, którego jednak nie ma po drugiej stronie słuchawki. Wypatrujemy przyjaciółki wśród spacerowiczów w parku, gdzie co niedziela chodziłyśmy na przechadzkę. Cały czas mamy wrażenie, że ukochana osoba wróci, że tak naprawdę nie odeszła na zawsze, tylko zasnęła i wkrótce się obudzi. Ta faza potrafi być wyjątkowo bolesna, ponieważ próbujemy żyć nadzieją, o której jednak w głębi duszy wiemy, że nie może się spełnić. Często pogrzeb, jako ostatnie pożegnanie, pomaga nam poradzić sobie z reakcją zaprzeczania – pożegnanie dokonało się, a więc to co było, nie może już wrócić. Musimy wtedy iść dalej, do przodu, i nauczyć się żyć na nowo, bez bliskiego, który odszedł.
Reakcja zaprzeczania jest często szczególnie trudna dla osób, których bliski zaginął bez śladu. Bez ostatniego pożegnania nadzieja, że ukochana osoba wróci, jest ciągle żywa. Niestety, wraz z nią żywy jest ból opuszczenia i straty. Może się okazać, że w takich przypadkach bardzo pomocna będzie pomoc wrażliwego i cierpliwego terapeuty, który pomoże nam nauczyć się żyć z tą nadzieją i tym bólem.
Następną powszechną reakcją po śmierci bliskiej osoby jest gniew. Może on być skierowany na lekarzy, którzy nie uratowali chorego, na Boga, że go zabrał za wcześnie, nawet na samego zmarłego, że zostawił nas samych. Gniew również jest naturalną reakcją umysłu na coś, co jest bardzo bolesne. W normalnych warunkach gniew mobilizuje nas do walki o to, co dla nas ważne. W przypadku śmierci jest on jednak bezsilny, ponieważ odwrócenie tego, co się stało, nie jest w naszej mocy. Dlatego zwykle po okresie gniewu i buntu przeciwko realności utraty następuje okres smutku, czy nawet rozpaczy, któremu może towarzyszyć wycofanie się z dotychczasowych aktywności, chęć odizolowania się od innych, poczucie apatii i bezsilności. Pomimo wyjątkowo silnego bólu, jaki wtedy odczuwamy, i w tym wypadku nasz umysł wie, co robi i, wbrew pozorom, działa na naszą korzyść. Jeśli pozwolimy sobie na pełne odczucie tego bólu i smutku, na uhonorowanie naszej więzi z bliskim poprzez te uczucia, znajdziemy się o kolejny krok bliżej akceptacji naszej straty.
Okres smutku jest dla wielu wyjątkowo trudny. Smutek nie zawsze jest w pełni akceptowany w naszej kulturze. Okazywanie go zaraz po stracie jest często kulturowo oczekiwane, co może być trudne dla osoby znajdującej się wtedy w szoku i niezdolnej do okazywania czy nawet odczuwania smutku. Ta sama osoba może zacząć okazywać smutek wiele miesięcy po śmierci bliskiego, kiedy to jej otoczenie zaczyna od niej często wymagać, by „wzięła się w garść” i wróciła do normalnego funkcjonowania. Takie wymagania mogą być bardzo szkodliwe, ponieważ przeszkadzają nam w pełnym przejściu procesu żałoby. To, ile czasu potrzebujemy, żeby zakończyć ten proces, zależy od naszych indywidualnych potrzeb i okoliczności i nie powinno się tego procesu pospieszać na siłę.
Musimy jednak uważać, by okres smutku nie przerodził się w chroniczną depresję. Często jej przyczyną jest nierozwiązane poczucie winy, które jest niczym innym jak gniewem, skierowanym na nas samych. Myślimy: „Gdybym tylko nie namawiała go na to wyjście do kina, nie wydarzyłby się ten wypadek”; albo: „Gdybym tylko wcześniej zauważył, że zaczyna się u niej choroba”. Obwiniamy się, że nie zapobiegliśmy śmierci ukochanej osoby, wymagając od siebie niemożliwego – bo przecież „powinniśmy byli wiedzieć!” Bywa też, że gryzie nas sumienie z powodu nierozwiązanego konfliktu czy ostrych słów, jakie skierowaliśmy do bliskiego przed jego śmiercią. Poczucie winy może być wyjątkowo trudne do samodzielnego rozwiązania, ponieważ często paradoksalnie doznajemy ulgi w kierowaniu gniewu na siebie, w karaniu się za niesprawiedliwość, jaka nas spotkała w postaci utraty bliskiego. Daje nam to poczucie osiągania pewnej sprawiedliwości, w rzeczywistości jednak jest dla nas bardzo niszczące. Żaden człowiek nie ma mocy powstrzymania śmierci, ani przywrócenia życia. Karanie siebie nie przywróci nam ukochanego, a tylko zadaje nam niepotrzebne cierpienie i zamyka w pętli, uniemożliwiając zakończenie procesu żałoby. W tym przypadku pomoc profesjonalisty może okazać się nieoceniona. Jeśli twój przyjaciel lub bliski tkwi w takiej pętli, koniecznie okaż mu wsparcie i zaproponuj poszukanie profesjonalnego terapeuty – możesz mu w ten sposób nawet uratować życie, ponieważ poczucie winy i rozpacz mogą doprowadzić nawet do samobójstwa. Jeśli ty sam masz podobne myśli i uczucia, pamiętaj o jednym – każda, nawet najgłębsza rana w końcu się zagoi. Pozostanie po niej blizna, ale ból, który odczuwasz teraz, nie jest na zawsze. Jeśli czujesz, że twój ból staje się nie do zniesienia, poszukaj wsparcia – u bliskich, u kapłana, u terapeuty albo powierz swoje cierpienie Bogu – On na pewno nie zostawi cię samemu sobie.
Wreszcie, po trudach i cierpieniach, po wzlotach i upadkach, prędzej czy później następuje akceptacja faktu utraty. Poprzez proces żałoby umysł przygotował się na przyjęcie prawdy. Przyjmujemy wtedy śmierć bliskiego jako fakt i zaczynamy powoli uczyć się żyć na nowo. Następuje reorganizacja naszego życia – stopniowo zmieniamy swoje nawyki, następuje nowy podział ról w rodzinie, np. w kwestii zajmowania się domem czy dziećmi, krok po kroku kształtuje się nowy ład. Nie znaczy to, że zmarły bliski zostaje zastąpiony i zapomniany. On nadal ma miejsce w rodzinie, więź może być nadal żywa, ale jest już inna – duchowa i emocjonalna. Zmarły żyje w nas, o ile pielęgnujemy jego pamięć i utrzymujemy z nim więź. Ból stopniowo maleje i choć wiemy, że już nigdy nie będzie jak dawniej, choć nadal tęsknimy za ukochaną osobą, to jednak powoli zaczynamy znów żyć w pełni, cieszyć się życiem i dzielić się tą radością z bliskim nieobecnym fizycznie, a jednak wciąż obecnym w naszym sercu. Proces żałoby zakończył się.
Katarzyna Kaiser